poniedziałek, maja 30, 2011

Arytmia

stoję w tej kolejce i modlę się, aby helikopter spadł mi na głowę
albo chociaż sufit z impetem przywitał podłogę ubijając lastryko
jak tłuczek karbujący skórę sąsiadki. owijam szyję wokół poręczy
wyglądając na sam koniec i nie mam już nawet ochoty wrócić
i te torby, torby pełne zakupów; dziury z sera – bezcenne
biegunka po przeterminowanym piwie bez wątpienia bezcenna
rzeź węża wijącego się od kilku godzin warta własnej ceny

chcę poczuć każdy z podrobów poprzedzającej; krwistą wątrobę
od mamy dla zdrowo wyżywionych dzieci, oddech astmatyków
kaszlących prosto w twarz z coraz mniejszą natarczywością
kiedy będą wodorem spalającym płuca, zmrużę powiekę kojąc
zakamarki mózgu masując zmarszczki na opuszczonym czole

czubki. krwiobieg wolno zmywający podłogę; klient nasz pan
wieszam na sznurówkach pozostałych przy życiu - zlituję się
dając swobodę słońcu krążącemu po oknach niech wiszą
na wiatraku kołysani przeciągiem i podziwiają moje odbicie
pragnę zbliżyć się do pierwszej napotkanej piersi i spytać
czy możemy już iść? byle jak najdalej od siebie i rzeźnika
wycofać się z konduktu po kolejne, jeszcze bijące serce

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz