poniedziałek, maja 30, 2011

Piąta strona świata

poręcz zlewała się w jedną linię, piętra schodziły coraz niżej
łamiąc stopień po stopniu, zaczynało brakować powietrza

wagony kolejowe przejechały przez piwnicę, węgiel i drewno
jak w tropikalnym lesie wędziły śniade twarze matematyków

pewnie leżakują szyfrując roczniki, ciągi zbiegów okoliczności
wpisując w sześcian zeszłe lata czy skalę z zerem absolutnym

wyciągnąłem ręce ku górze po czym zacząłem po cichu liczyć
wysokość nie przekraczała wzrostu równo zwartego bloku

zapytali czy chcę zapalić odmówiłem wyginając ruszone tusze
każdy za kolejnym przekręcał się wokół możliwych płaszczyzn

spętany drutami krążyłem między kątami a sklepieniem
fundamenty jak czarny goniec zmieniały własne współrzędne

podtrzymywałem jak filar półki zapełnione ekskrementami
przechodząc przez stany skupienia od stałego po lotny

wreszcie stałem na rzęsach wypełniając każdą wnękę
te wpasowywały się w otoczenie nabierając kolorytu

ułożyliśmy wszystkie ze ścian mogłem wystąpić z szeregu
z między kości i nerwów upadając na piątą stronę świata

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz